Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/386

Ta strona została uwierzytelniona.
386

Czoła Millera i jego współpracowników gorliwych, czarną się chmurą powlokły; mnisi odwołujący się do Karola Gustawa zwyciężyli, im upokorzenie i żal.
Nim się poczęli rozchodzić z namiotu, generał jakby myślą nową tknięty, przykazał najsurowiéj, by o rozkazie odebranym najgłębsze chowano milczenie.
— Jego królewska mość sam mnie tu wysłał, — odezwał się ponuro, — gdybyśmy byli zdobyli Częstochowę, cofaćby się z niéj nie kazał; mamy przed sobą dni kilka, możemy ją opanować jeszcze. Gdy wezmiemy, karać nas za to nie będą, — dodał z dzikim uśmiechem, dla żołnierza potrzeba żebyśmy nie odeszli napróżno, inaczéj straci wszelką ochotę i odwagę...
Mówił napróżno, milczeli doradzcy, nikt nie zgodził się na to, każdy rad był wycofać się z ciężkiego oblężenia, i po daremnéj pracy odpocząć. Xiążę Hesski się odezwał po chwili:
— Darujesz generale, ale nam nie wchodząc w to co sobie poczniesz, potrzeba iść gdzie rozkazują. Ja pozajutro ustępuję do Krakowa.
— Ja do Sieradzia, — dodał Sadowski, — mam naznaczony dzień w rozkazie.
Wejhard także się odezwał: