Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/394

Ta strona została uwierzytelniona.
394

O mroku wydano nagłe do pochodu rozkazy, ale w twierdzy nikt jeszcze o tém nie wiedział; wśród ciemności jak złodzieje poczęli ochotniéj nieco do odwrotu sposobić się szwedzi, zdejmować działa z baterji, wozy zataczać i namioty składać.
Jedna tylko Konstancja z fossy swéj dostrzegła tego ruchu i z radością wielką pobiegła do wrót, stukając w nie kijem jakby rozbić miała.
— Jezu Chryste! co tobie? — zawołał braciszek Paweł zrywając od stolika, — czy się co pali?
— Puszczajcie mnie, puszczajcie! krzyczała żebraczka głośno, — z dobrą idę nowiną!
Brat Paweł pospieszył fórtkę jéj odemknąć, choć to już było po „Anioł Pański.”
— A co? — zapytał.
— Szwedzi się pakują i odchodzą, — rzekła szybko, — idę z tą kolędą do klasztoru.
I pobiegła szybko, a zastawszy wszystkich w refektarzu, nagle jak zjawisko ukazała się im na progu; w drodze jednak oprzytomniała trochę i nie spieszyła z nowiną; chcąc się trochę pocieszyć wrażeniem jakie sprawi.
Gdy ją ujrzeli wchodzącą, xiądz Stradomski pospieszył zebrać chléb i resztki jadła do koszyka i przyszedł z niémi do żebraczki.