Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/400

Ta strona została uwierzytelniona.
400

przeor dobiegł do niego, i nie pytając co się stało, naprzód kląkł przy nim, widocznie konającego już, spowiadać.
Ale obłok zgonu zasłaniał mu oczy, ściągały się usta ostatnim wysiłkiem życia pasującego się ze śmiercią, ściskały pięści drgające i w chwili gdy go przeżegnał kapłan, on żyć przestał.
Wystrzał włóczęgi szweda, który pod mur podkradłszy się korzystając z nieuwagi wszystkich, rad był pomścić się na katoliku za wycierpiane pod twierdzą trudy; ostatni wystrzał odchodzących, Krzysztoporskiego obalił.
Wszyscy do koła trupa poklękli modląc się za jego duszę, gdy krok powolny dał się słyszéć wśród ciszy — była to żebraczka Konstancja.
Spójrzała, krzyknęła podnosząc ręce i rzuciła się na ziemię.
Nikt nie zważał na ten jéj przestrach, na tę boleść dziwną, bo wszyscy byli tą niespodzianą stratą mężnego ślachcica zajęci; tłum cisnął się na mury oglądać ostatnią wojny ofiarę; tłumaczono sobie różnie tę śmierć, rozpytywano, krzątano się koło niego pocichu.
Nadeszła i pani Płazina, spójrzała, pobladła