Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/402

Ta strona została uwierzytelniona.
402

Nareście xiądz Lassota ochłonąwszy nieco — zapytał:
— Ale zkądżeś się wzięła? — gdzieś była? — co się z tobą stało?
— Sama doprawdy niewiem — odpowiedziała — wiele ja tam lat przesiedziałam ukryta?
— U kogo?
— A! to bardzo poczciwa kobiéta!
— Ale któż?
— Ta jejmość, któréj mnie oddaliście...
— Ja! — ciebie, oddać! — zakrzyknął starzec.
— A któż? — spytała Hanna, juściż widać, że to tak być musiało, ale mnie ta samotność namęczyła.
— Ale mówże, moja kochana Hanno, gdzieżeś ty była, kto cię tam zaprowadził?
Dziecię uspokoiwszy się i przysiadłszy u nóg starca, tak się odezwało całując jego rękę:
— Tego wieczora, poszłam wedle zwyczaju pomodlić się u ołtarza, a bywało to już tak kilka razy, że gdy idę to spotykam tę panią, a ona mi się kłania, zaczepia mnie, rozmawia ze mną. Tego dnia odwołała mnie na stronę w ciemny zakątek... Moje dziécię, powiada żywo, posłał mnie za tobą pan Lassota, niebezpieczeństwo grozi ci wielkie, Krzysztoporski przez zemstę