nad dziadem chce cię zabić. Krzyknęłam strasznie, a ona: ale chodź tylko, ja cię schowam, że cię nikt nie znajdzie, nikt nie zobaczy, chodź tylko prędko za mną. Ja przelękniona, niewiedząc co się to dzieje, poszłam za nią; zaprowadziła mnie na górkę, zamknęła w ciemnéj izdebce o jedném okienku; i tam mi jeść nosiła, pilnowała mnie, aż dopierom dziś rano...
Niedokończyła gdy Konstancja wpadła, kij rzucając u progu.
— Dziecko moje — dziecko moje — krzyczała biegnąc ku Hannie.
Stary Lassota na głos ten, przypominający mu dawniéj znany, porwał się z łoża zdziwiony i przelękły; Hanna uśmiechem powitała starą.
Xiądz Piotr Lassota zgorszony tą poufałością żebraczki z ukochaném ich dziécięciem, obchodzącéj się jak z własném.
— A ty tu poco? — spytał markotny.
Pomiarkowała się żebraczka, i cofnąć chciała gdy Jan Lassota odezwał się żywo.
— To ona! — to Konstancja! — w takim stanie!
Na te słowa z niejaką dumą odwróciła się kobieta:
— Tak jest, — odparła, — to ja! wpiérwéj żona twoja, potém żona drugiego, ta co ci za-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/403
Ta strona została uwierzytelniona.
403