Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.
44

przebrany! Nie kochanku — dodała z przymuszonym śmiechem, nie jestem szwedem, ani heretykiem.
Ojciec Mielecki, który z murów patrzał nato, zawołał w téj chwili.
— E! panie Krzysztoporski, co tam się darmo frasujecie! To nasza żebraczka, dajcie jéj pokój, to Konstancja!
Na to imie, Krzysztoporski szybko zdarł jéj chustę z twarzy, a stara wyszczerzając żółte zęby i nagle udając wesołość szaloną, krzyknęła ze śmiechem trupiéj głowy.
— A co? buziaczka mego chciałeś zobaczyć? piękny? nieprawda? cha! cha! wstydziłbyś się, stary szpaku, panienki po ulicach zaczepiać!
— To ona! to ona! odezwał się, gwałtownie odskakując z poruszeniem wstrętu i podziwienia, ślachcic.
— A ha! dopieroś poznał sługę Matki Boskiéj, dopieroś się przekonał. Cha! cha! prawda że ładna? kochanku — piękniejsze w trumnie gniją!
Zawróciła się i podrygując a skacząc odeszła.
— Cóżeście wy od niéj chcieli, zapytał ojciec Mielecki, to nasza dobrodziejka; kule nam nosi, szpieguje, szwedów tropi, a wczoraj Olkuskich górników tak nastraszyła, wyszedłszy