miał gwałtowną chętkę do kończenia reszty i zawołał: — No, wywołałeś biedę xięże, to słuchajże i reszty.
— Byleście co nic potém mi nie gadali, bo to, jakem powiedział, słucha się, ale tylko na spowiedzi.
— E! jużciż pleść nie będę! choć to o kobiecie mowa, ależ nie już i słuchać wam nie można, że się kochało? a kochałem xiężuniu, kobietę stworzoną na męki ludzkie, na potępienie i desperacyę. Szatan to był i anioł w jedném ciele.
— Tylko, mój panie Mikołaju, — przerwał ojciec Ignacy, — ani szatanów, ani aniołów do tego nie kładźcie, non misceantur sacra profanis. — Co to kobiécie do anioła!
— No! a jednak to tak było, inaczéj powiedzieć nie można, — żywo dodał Krzysztoporski; — bo i zła i dobra, i twoja i nie twoja: dziś cię kocha, że życie zdaje się dałaby za ciebie, jutro, patrz, przysunął się nowy gaszek, uśmiecha się nowemu, oczyma go kole, aż z niego wysączy szał, pasją,.. Dziś twoja do łez, jutro z ciebie szydzi do śmiechu, i kat jéj mógł zrozumieć!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.
52