Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
55

wszego małżeństwa umarła. Bóg wie, może i z mojéj przyczyny! wydarłem mu majątek, przyprowadziłem do ubustwa.
— A lepiéjże ci z tém? — powtórzył zakonnik.
— Lepiéj! któż wie! — a była chwilka tryumfu! alem i ja ujrzał nad sobą rękę Bożą; jedyny syn mój umarł; niezostało mi nic, krom mojéj złości; nieprzyjaciel całego mego życia ostał się przecie, żyje, i ma pociechę jeszcze... ma światełko co mu świeci.
Słów tych z gniewem, z zazdrością domówił Krzysztoporski; xiądz Mielecki obrócił się do niego łagodnie i rzekł:
— Widzicie, Bóg nigdy nie błogosławi zemście.
— Ojcze — gwałtownie przerwał stary ślachcic, — wyście przeżyli lata wasze w pokoju i świętości, wy tego zrozumieć nie możecie, ale są chwile w których potrzeba zemsty dochodzi do szału.
— Człek winien się bronić modlitwą.
— Modliłem się, modlę i modlitwy nie rozumiem, jak kamień od muru odpada od mojego serca.