Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
56

— Kropla wody nieustanna, kamień w ostatku wyżłobi.
— A znajdźcież mi tę wody kroplę! zawołał z wykrzykiem Krzysztoporski. — Nie! nie! serce to twardsze od opoki, nic go nie weźmie! nic go nie przebije.
To rzekłszy ślachcic, stanął znowu, popatrzał w okno Lassoty, zżymnął się, zadrżał, zacisnął pięści, zagryzł usta z których kropla krwi wytrysła, i mówił do siebie, jakby się zagrzewał.
— Jam wszystko stracił! on ma pociechę — ja nic niemam, on ma nadzieję, otuchę, radość! tak być niemoże, czémże on lepszy odemnie; umrę, ale się zemszczę!
Ojciec Mielecki przestraszony wywołanemi zeznaniami i spomnieniami ślachcica, z gorączkowym niepokojem opowiedzianemi, usunął się nieco, niechcąc ich więcéj rozdrażniać i począł znowu się modlić, żeby zatrzeć w sobie wrażenie doznane; chciał się obmyć z błota, które na niego prysnęło.
Po chwili uderzyła godzina północnego chóru; dzwon się odezwał i xiądz Ignacy zszedł z murów śpiesząc do kościoła. Krzysztoporski jak tylko się go pozbył, obejrzał że go nikt nie