Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.
61

wreście gdyby co i zamierzał złego, alboż to myślicie, że nie podołamy chociażby męczeństwu?
Te wyrazy wymówione z prostotą i uśmiechem, potwierdził cichém spójrzeniem xiądz Stawiski. Wyszli oba zakonnicy rześko i odważnie, a Przeor który zawsze zdawał się mieć prorocze widzenie przyszłości, przeżegnał ich smutnie, jakby z tego kroku do którego zmuszała go potrzeba, zmartwień i zawikłań się spodziewał; odwrócił się potém, przeszedł milczący na bok i rzekł do pana Zamojskiego.
— O! panie mieczniku, co dzień, co godzina powtarzam, nie nasza to rzecz wojna!
— Tém większa zasługa, że ją dla Boga prowadzicie.
— Wszystko to dobrze, — przerwał pan Czarniecki, ale traktować ze szwedami, nic potém, strzelać do nich, to ale...
Pan Zamojski z wysokości statysty i rycerza spojrzał na ślachcica z uśmiéchem, zaprawnym drobiną politowania.
Inter incudem et malleum positi, róż. robić mamy? — mówił daléj — omnibus modis bronić się musiemy, ense et capite. Ale do końca, nil desperandum.