się bynajmniéj, że tu tylko o czas chodziło. — Półkowniku, — rzekł do Wejharda — każcie spisać — warunki, a wy ojcowie rozgośćcie się proszę tymczasem.
Paulini skłonili się i stali w milczeniu, gdy generał właśnie śniadanie podać rozkazywał i do stołu a kufla ich zaprosił; ale że to był piątek, a stół Millera cały z mięsem, zakonnicy postem się od bankietu wymówili.
— A prawda, że to u was post! — zawołał Miller z uśmiéchem, — jak dłużéj w Polsce pogościm, to lepiéj o tém pamiętać będziemy. Wy i ryby pewnie w klasztorze nie macie? U mnie tu jéj do zbytku, zaniesiecie więc przeorowi razem z warunkami, kilka pięknych szczupaków, niech przyjmie jedne i drugie.
Mnisi znowu w milczeniu pokłonili się tylko.
— Widzicie, — rzekł daléj generał, — że choć sam nie poszczę, post szanować umiem, a kiedy wam z tém lepiéj, cóż mi do tego, pośćcie sobie.
To mówiąc, rozśmiał się i wypił za zdrowie Paulinów, zmuszając ich aby choć po małym kieliszku za zdrowie jego wychylili. Ze wstrętem musiał to uczynić xiądz Dobrosz, a xiądz Stawiski który nigdy nic nie pił, przeprosił ge-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
63