Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
68

— Uśmiéchnęli się niektórzy, zwłaszcza statysta nasz pan miecznik; Czarniecki swoim zwyczajem zżymając ramionami odszedł na stronę, widząc że niéma po sobie nikogo; a Zamojski korzystając z milczenia dodał.
— No! tak! stanęło, wysłać im nowych posłów i mitrężyć.
— Zgoda! zgoda! — rzekł przeor, ale xiądz Dobrosz i Stawiski pomęczeni, trzeba kogo na odmianę. Kto z ochotą?
Spojrzał przełożony po swoich braciach i oczyma wskazywał z brzegu xiędza Błeszyńskiego i Małachowskiego. Ci natychmiast ruszyli z miejsc swoich.
— Idźcie i traktujcie, — mówił do nich, — idźcie w Imię Boże, ale nie spuszczajcie z pamięci, że nic kończyć, do niczego nie zobowiązywać w imieniu naszém nie możecie. Znajdziecie w sercach waszych środki przeciw groźbie, jeśliby nią ustraszyć was chciano, przeciwko ułudnym namowom i sidłom nieprzyjaciela, a pomnijcie, że tu noga Szweda postać nie może. Jak tylko zbliżą się rzeczy ku końcowi, wymawiajcie się, że sami nic stanowić nie macie prawa.
Xięża słuchali w milczeniu: wybór obu ich