Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.
70

przeora, które w duszach i przyszłości czytało. Pobłogosławieni przez niego włożeniem rąk uroczystém, natychmiast przywdzieli płaszcze, i wyszli do obozu.
Miller już na nich czekał konno wyjechawszy przed namioty, i za sobą wwiódł ich do szałasu.
— No ! — rzekł — dość już tych ceregielów, przynieśliście mi punkta podpisane?
— Nie, — odparł xiądz Błeszyński, aleśmy przyszli o nie pomówić z waszą Excellencją.
— Jakto? jeszcze mówić! — zawołał generał marszcząc się — mogąż być dogodniejsze? czegoż stoicie? co wam w głowie?
Nieulękniony wybuchem gniewu hamującego się jeszcze ale już widocznego, xiądz Błeszyński odezwał się śmiało.
— Przeciwko punktom tym nie mamy nic, krom jednego tylko.
— No! a toż jaki? — żywo spytał Miller.
— Przysięga świętą jest dla nas, — mówił Błeszyński, — wyrzec się Jana Kazimiérza, złamać złożoną mu raz, nie możemy.
— On nie jest już waszym królem, wybuchnął Szwed stukając pięścią o stół — co to za mowa! co za myśli?