wiązków. Wiedziała że Miecznik rady jéj nie odrzuci.
Pan Stefan młodzieniec lat dwudziestu kilku, szedł wiodąc matkę z uszanowaniem dziecięcia, z posłuszeństwem syna; nie miałby prawa nic ojcu powiedzieć, miał prawo pokazując mu się, przypomnieć.
Właśnie pan Miecznik wydał rozkazy i wysłał trębacza, gdy powracając spotkał żonę.
— Co to Teklusiu, — rzekł trochę zafrasowany — jejmość już któś nastraszył?
— Nie, panie Stefanie, — odpowiedziała spokojnie, — nie takiżto ze mnie tchórz, choć w czepku chodzę, bym się lada czego ulękła. Ale cóż to tak nagle postanowiliście, nic mi o tém przecie nie wspominałeś.
— Bo to tak przyszło serce moje, jak z procy. Ot, wiesz, xiądz Błeszyński z Małachowskim uwięzieni przez szweda, chcą tam koniecznie kogoś z pełną mocą do traktowania; jużciż kiedy ci xięża cierpią i nam z założonemi rękoma, stać się nie godzi; — jak cię kocham moja duszko, dodał, to koniecznie potrzebne.
— Czyż koniecznie potrzebne? — spytała poglądając mu w oczy, — czy tylko tak pan Stefan gorąco wziął do serca?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
79