Gdy szwedzi tak harcują i krzyczą, nagle ujrzano ich, jak pierzchnęli trochę i oparę set kroków jakby pomiarkowawszy się cofnęli, stanęli. Z fossy wyszła przeciwko nim wysoka postać biała, o kiju, któréj płachtą białą, wiatr rozwiewał daleko i długo. Przesądni szwedzi wzięli żebraczkę za jakieś zjawisko; lecz po chwili widząc, że ta postać zbliża się ku nim i poznawszy starą żebraczkę, którą prawie codzień widywali, jęli się znów przysuwać.
Kostucha wzięła kij na ramię, ręką się w bok podparła i wyprzedzając ich ku fortecy, poczęła jak buławą hetmańską machać swoim koszturem.
— A nu! — wołała, — na mury panowie! na mury! najlepsza sprawa nie zwlekać! kiedy nie strzelają, bezpieczniuteńko i chwalebnie!
To mówiąc — rozśmiała się.
Kilku polaków co tam byli w téj kupie między hałastrą, dla gróźb wysłani, zawstydzili się, zafrasowali i stanęli.
— Na mury panowie, — wołała Konstancja, — a prędzéj — wszak to z mnichami doczynienia, nie bójcie się, ja wam hetmanię!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.
87