Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.
95

za nim nikogo; skonfundowany, wlazł w kątek. Przeor tak mówił daléj:
— Wiary, wiary! wołam i wołać nie przestaję — zgody i wiary daj nam Panie! To słowa wielkie, w nich oręż potężny. Módlmy się o nie, pracujmy na nie, uczmy dzieci w kolebce tych dwu słów tajemniczych, zgody i wiary, wiary i zgody! Nie opuści Bóg, jeno zwątpiałych i zwaśnionych! Bo rozpacz i swary są znakiem, że w nas duch Boży nie mieszka. Dopóty Bóg z nami, póki wiary, póki zgody.
A pan Zamojski dodał:
— Wszyscyśmy tu przyszli nie po co, tylko by życie położyć w ofierze dla czci Maryi i dać dowód, że nie cały jeszcze kraj zwątpił i ręce po więzy szwedzkie wyciąga. Więc ofiary téj raz uczynionéj nie cofajmy z ołtarza. Życie nasze, jeśli się Bogu podoba, niech idzie na pomnożenie chwały Jego, a zażąda-li kraj ode mnie wyrostka tego, jedynego mojego dziecięcia, oddam mu go, — rzekł wskazując na syna, — i idącego na śmierć poczciwą, pobłogosławię.
Pan Czarniecki rzucił się ku miecznikowi.
— Kochany panie Stefanie, krzyknął, mówisz złotem, każże walić z dział i zaraz na mury, w imię Matki Boskiéj!