Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.
98

Rotmistrz poświstując zbliżył się, gdyż mu oczu nie zawiązywano, a że to był rubacha i zawadyja, tak też bez ogródki począł.
— A co xięże przeorze, pora już przecie kończyć! co to sobie myślicie?
Na tę mowę i zuchwałą i głupią, nie było co odpowiadać, zwłaszcza że pan Kuklinowski we łbie się mieć zdawał; Zamojski ruszył tylko ramionami wzgardliwie.
— Czego jeszcze czekacie, — rzekł Kuklinowski, — żebyśmy w perzynę obrócili ten kurnik? ten murowany kopiec, który gdyby nie litość j. w. Millera nad waszém zaślepieniem, dawnoby już w gruzach leżał.
— Dziękujemy za litość, — rzekł uśmiéchając się przeor, — zawsze to piękne uczucie, ale —
— Xięże przeorze, — kończył Kuklinowski, — tu niéma co długo bajdurzyć, poddać się i kwita — Czego czekacie? posiłków?
— No, a gdyby posiłków?
— Od kogo, od pana Czarnieckiego?
— Nicby nie było dziwnego, gdyby i ztamtąd przyszły!
— Cha! cha! zaśmiał się rotmistrz — a spójrzyjcież, spójrzyjcie, — i wskazał przez okno poza mury.