Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Koza czarna.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz krokiem z pałacu stąpić mu nie dawano samemu. Tkwiło mu ciągle w głowie: — „Chłopski syn!“
Pewnego razu, gdy się w sadzie zabawiał, przez płot dosłyszał, jak chłopcy śmiejąc się, znienawidzonego przez niego Rybkę nazywali królewiczem.
Pomieszało mu się to jedno z drugiem i myślał ciągle, coby to znaczyć mogło. Poszedł tedy, nocą się wykradłszy, potajemnie do chaty, na której dachu czarna koza stała, i znalazł ją leżącą na przyźbie.
Stanął przed nią i spytał:
— Dlaczegoś ty mnie chłopskim synem nazwała, kiedy ja jestem królewiczem?
— Dlatego, że ty królewiczem nie jesteś. Twoja matka, sądząc, że ci szczęście da, zamieniła cię w kolebce na Rybkę. Rybka królewiczem jest, a ty chłopskim synem.
Stał tedy długo Oczko, myśląc co pocznie, kazał się zakląć kozie czarnej, i zaklęła się, że tak było. Chłopak nic nie mówiąc, do zamku wrócił, odział się, kieszenie naładował, konia ze stajni wyprowadził, i pojechał w świat.
Nazajutrz rano stał się zamęt wielki: poczęto szukać królewicza, nigdzie go znaleźć nie było podobna. Rozesłano gońców na cztery końce świata, naznaczono nagrody wielkie, sprowadzono