Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Koza czarna.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja wiem wszystko — odparła koza; — chciałam tylko cię wypróbować, czy stale dotrzymasz wiary bratu. Nic ci się nie stanie...
To mówiąc zbliżyła się do łańcucha, którym Oczko był przykuty, trąciła rogami o niego, aż zaraz pękł i opadł. Stuknęła potem trzy razy nogą w ziemię, i ziemia się rozstąpiła, wschody pokazały, a koza po nich prowadzić go zaczęła Gdy za mury zamkowe wyszli, znalazł już osiodłanego gryfa Oczko, który na niego czekał.
— Siadaj bez obawy na to stworzenie; ono cię zaniesie wprost na dwór króla, ojca Rybki; tam opowiesz wszystko, co się tu dzieje, i z wojskiem przyjedziecie — uwolnić go, a państwo zniszczyć i zawojować...
Oczko skoczył na gryfa, ten skrzydła rozpuścił i uniósł go tak szybko, iż na wieczór stanął Oczko na znanym sobie zamku, gdzie się jako królewicz wychowywał.
Tu po nim wielka dotąd żałość była; oboje królestwo we łzach się rozpływali, a że nieustannie płakać nie mogli, królowa hodowała papugi i pieski dla rozrywki, król codzień jeździł na łowy.
Nie poznano zrazu Oczka, lecz wnet okrzyk wielki się stał, gdy witać począł czeladź i dwór po imieniu. Wybiegła królowa, nadszedł król, nie posiadali się z radości.