Oczko naówczas prosił, ażeby dwór odszedł cały, i sam na sam zostawszy z mniemanymi rodzicami, odkrył im prawdę całą. Na przemiany gniew nimi miotał, i radość i wybuchy... Król dowiedziawszy się o losie syna, nie tracąc chwili, zatrąbić kazał i wojsko zwoływać z całego państwa, aby nazajutrz rano całe stało pod bronią. Gońce się rozlecieli na gryfach, na chmurach i małych a rączych podchmurkach, które im tak służyły, jak u nas teraz podjezdki. Szum w powietrzu się stał, zgiełk, wrzawa i szczęk broni. Królowa nawet sama chciała jechać za wojskiem, ażeby prędzej syna zobaczyć.
Tymczasem nazajutrz, gdy kat przybył do więzienia, ażeby Oczka prowadzić na stracenie, przeląkł się mocno, na łańcuchu znalazłszy przykutego węża ogromnego, który głowę do góry podniósłszy i język wystawiwszy, zbliżyć się do siebie nie dawał. Doniesiono o tem natychmiast królowi, który spostrzegł dopiero teraz, że z czarnoksiężnikami miał do czynienia, a że sam był też potężnym czarnoksiężnikiem, kazał się nieść do więzienia.
Tu gdy weszli, węża nie było już, na łańcuchu przykuta stała duża ropucha, której spojrzenia król nie mógł znieść i uciekł.
Posłano oprawcę znowu, a ten strwożony doniósł, iż ropucha przemieniła się w nietoperza. Nad wieczorem nietoperz był już wilkiem... Nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Koza czarna.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.