Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Koza czarna.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

było innego sposobu tylko więzienie zamurować i straż postawić koło niego. Wszystkie otwory więc pozakładano kośćmi ludzkiemi, przez które czar nie przechodzi, i tak je zostawiono.
Rybka był w wielkiem utrapieniu, gdyż żona jego ojca namawiała, aby i tego męża jej, który ją czarami zdobył — ściąć kazał. Ojciec się jeszcze wahał, lecz blizko już tego było, żeby zezwolił na oswobodzenie córki, gdy dano znać od granicy, że wojsko ogromne postępuje i w kraj już wtargnęło zwycięzko. Donosili posłańcy, że ludzi szło jak szarańczy, i że się im nic oprzeć nie mogło.
Królewna zatem szepnęła ojcu, aby mężowi jej oddał dowództwo i wyprawił go z wojskiem, spodziewając się, że na wojnie zginie.
Natychmiast Rybka na koń siadł, rad że z tego zamku się wydobędzie. Wojsko, które zawsze było w pogotowiu, ustawiło się, zatrąbili, zabębnili i wyszli.
Królewna, z wieży kułak wystawiwszy, krzyknęła za mężem:
— Bodajżeś przepadł!!!
Ciągnęło tedy wojsko dzień i dwa, a trzeciego na polu zobaczyli namioty nieprzyjacielskie, jak okiem zajrzeć rozłożone na wszystkie strony. Z jednej strony i z drugiej przednie straże na gryfach latały w powietrzu, lekka jazda na nietoperzach wielkich potykała się już po bokach.