gdziekolwiek król ze dworem i rodzina się znajdował.
Wróciła do chałupy zapłakana, a tu prawdziwego królewicza z kozą znalazłszy, znienawidziła go za to, że z jego przyczyny, własne dziecię straciła. Patrzeć na niego nie mogła. Za to czarna koza się do niego przywiązała, że go na krok nie odstępowała, a gdy go do chaty wzięto, pode drzwiami stała i nogą tupała, póki jej nie wpuszczono.
Posnął tedy chłopski synaczek na zamku, na łabędzich puchach rozkoszując się, a królewicz boso biegał z kozą po podwórku, bywało i bez koszuliny, czasami głodny, zdrów jednak, wesół i krzepki.
O królewiczu zaś mowa była powszechna, iż słabowity, cherlał, i choć go wątróbkami karmiono, ledwie się w nim dusza kołatała. Słysząc o tem biedna matka na śmierć się zapłakiwała z rozpaczy, a przyznać do występku nie mogła, bo mąż jej i ona i dziecko głowami by nałożyli za to....
Podchodziła ukradkiem, przebierając się różnie, żeby swe dziecko zobaczyć, choć życie stawiła za to — rzadko się jej udało zdaleka syna widzieć, — a w sadzie raz, gdy mu się przypatrzyć mogła, takim chudym i biednym go znalazła, że ledwie żywa powróciła. Królewicz pieszczony pomału się wszystkiego uczył: wychowanek
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Koza czarna.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.