Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Radziwiłł wskazał Monice drzwi, któremi się wymknęła, gdy wtem wsunął się jenerał Morawski.
Zastał jeszcze szwagra tak poruszonego, iż najprzód go zapytał.
— Cóż, źle się spało?
— Sen miałem niepoczciwy! — odparł wojewoda. — Śniło mi się, że mnie Poniatowski dusił za gardło.
Jenerał się rozśmiał.
— Jestem pewnym, — dodał Radziwiłł — że ja tu włosy sobie dla niego z głowy wydzieram, a skończy się na tem, że nikt nie będzie kontent i król wyjedzie kwaśny.
— Ale cóż znowu za imaginacya! — podchwycił Morawski. — Dlaczego ma tak być? wszystko się wiedzie jak z płatka. Zwierza żywego i zabitego nawieźli podostatkiem; z Białej, co książe chciał, nadesłano. Estko maluje, aż strach. Zazdrość taką palnął, że na nią patrzeć nie można. W Albie wszystko wyelegantowano.
Westchnął książe.
— Wy wszyscy i ja też ślepi, — rzekł. — Tu się coś uknuje takiego, że ani się spostrzeżemy, gdy naszę ciężką pracę licho weźmie.
Po Morawskim wszedł pan Seweryn, potem ks. Hieronim; wojewoda się trochę rozchmu-