rzył, ale do wieczerzy pozostał zadumany i małomowny.
Nikomu się nie zwierzył z tem, co mu Monika przyniosła. Widziano, że coś mu dolega; przyczyny się nikt nie umiał dobadać.
Monika z radości, że się jej tak dobrze udało, śpiewała tego wieczora nietylko Filona, ale takie piosnki, których nikt nigdy od niej nie słyszał.
Nazajutrz rano, Dowgiełło, dworzanin księcia, nieznacznie przyszedł z garderoby do Monisi i szepnął jej, aby szła do księcia. Wojewoda czekał już na nią.
— Ja to bardzo dobrze rozumiem, — rzekł — że ty, filucie jakiś, dla miłości mojej się tem nie zajmujesz, ale mnie to na rękę. W Stawkach jest pięć chat chłopów, dworek niczego i grunta niezłe. Będziesz to wszystko miała, a uwolnij mnie od tego Poniatowskiego, niech cię wykradnie, a ty go trzymaj tam za szyję, panie-kochanku, dopóki król nie odjedzie.
— To książe chcesz, żeby się rozbębniło i rozniosło, że był tu Poniatowski, — poczęła Monika — a co ludzie z tego wyprzeda? Naco to wszystko? ja go przez te dni kilka zamknę i żywa dusza o nim nie będzie wiedziała.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.