— I patrzaj, żeby mi o tem nie gadano — dodał książe wojewoda. — Gdy król odjedzie, wszystko się załatwi... wynagrodzi, a teraz sza! I żeby go nie spłoszyć!
Monika pokręciła głową.
— Przecież książe widzi, że ja tak głupia nie jestem i wiem, co czynić potrzeba.
Wojewoda poszedł do stolika przy łóżku, dobył ogromną, długą sakwę z zielonego jedwabiu, wysypał z niej garść dukatów i rzucił je w nastawiony fartuszek dziewczęcia.
— Każ tam wina sobie dać gąsiorek... aby nie mówił potem, że go morzono i pić mu nie dawano.
To mówiąc, wskazał na drzwi, dał znak Monisi i szepnął.
— Sprawże się dobrze, pamiętaj!
Dnia tego z twarzy księcia wszyscy mogli wyczytać, że jakiegoś figla sposobił, z którego był rad bardzo, ale go nie badano, bo miewał czasem takie fantazye, że milczał uparcie... gotując jakąś niespodziankę.