Przed księciem, w pewnem oddaleniu, stał, w mundurze polskiego autoramentu, wcale przystojny, rycerskiej postawy, niezbyt już młody, ale czerstwo i rumiano wyglądający mężczyzna.
Pięknym go nazwać nie było można, gdyż twarz rysów dosyć pospolitych, niewielkiego wyrazu, niczem się nie odznaczała szczególnie, ale energia na niej, pewność siebie, żołnierska buta, stały dobitnie wypisane. Był to szwagier księcia, jenerał Morawski. Spoglądał niekiedy na wojewodę, przechadzał się po gabinecie, jakby go towarzystwo milczącego pana nużyło, odchrząkiwał, przypominając mu się, stawał i zwracał napróżno ku niemu wyzywające wejrzenie.
Książe z wielką flegmą popijał kalteszal[1], ocierał pot, okrywający mu czoło, wzdychał, a na towarzysza nie patrzył. Częściej daleko znużone jego oczy obracały się na leżącą pod stołem wyżlicę, otyłe i spasłe stworzenie, któremu gorąco kanikuły, również jak panu jego, dokuczać musiało. Nagle książe wojewoda zcicha, jakby sam do siebie, pomrukiwać zaczął; ciężkie powieki podniósł, spoglądając na wojskowego, i odezwał się głosem przytłumionym, napoły ochrypłym.
— Gadaj, co chcesz, babski to wymysł, panie kochanku. Ni przypiął, ni przyłatał. Kłóci-
- ↑ Chłodny napój, z niemieckiego kalte Schale (zimna czasza).