Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

skończy, — szeptał książe Hieronim. — Wielki honor, ale w pocie czoła go zdobywamy.
Przez trzy dnie poprzedzające deszcz prawie ciągle padał, kapuśniaczek jesienny, cichy, maleńki, ale do kości przejmujący wilgocią i chłodem. Dnia tego szczęściem wypogodziło się od rana, ale wiatr, zwrócony na północ, smagał dosyć nieprzyjemnie.
W ganku raz jeszcze pożegnawszy chorążego i panie, przy okrzyku vivat! — król, wsiadłszy do kolasy z ks. biskupem Naruszewiczem i Komarzewskim, otoczony pancernymi, wyruszył gościńcem na Malew do Nieświeża prowadzącym. Za nim szedł cały sznur powozów, furgonów, kolebek, a w Snowiu już zaczęła przybywać z okolicy szlachta konno dla towarzyszenia do Nieświeża.
Milę zaledwie ujechawszy, w Malewie zbieranej tej drużyny, najdziwniej postrojonej, znalazło się głów już kilkaset.
Od wieczora wczorajszego, działa, na wałach zamkowych w Nieświeżu ustawione, od czasu do czasu się odzywały; zrana zaś nieustannie zkolei grzmiały, zwiastując przybycie dostojnego gościa. Szczególnie trzy kartany ogromne, czterdziesto-ośmio funtowe, w spadku po Sobieskim