Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

szą, niż kiedykolwiek. Stali we dwoje o mroku, a drżący Filip trzymał jej rękę, ściskał ją i przytulał do serca. Rozmowa cicha, przerywana, coraz się czulszą stawała.
— Słuchaj, — rzekła wkońcu panna — jutro rano wszyscy jadą na spotkanie króla do Malewa, w zamku będzie pusto... przyjdź do mnie na śniadanie.
Filip się zmieszał, uląkł się jakoś.
— Ale... — wyjąknął.
— Niema «ale»; jeżeli mnie kochasz, to przyjdziesz. Słowo.
Rusin dał słowo.
— Pamiętajże! bo inaczej między nami wszystko zerwane. Przychodź rano, bodaj o ósmej... wiesz mój pokoik?... wprost, nie pytając, do mnie. Kawa z kożuszkiem będzie na stole, a i kieliszek wina się znajdzie.
Potrzykroć musiał zapewnienie powtórzyć Filipek.
Wistocie chwila do odwiedzin niepostrzeżonemu była doskonale obrana. Wojsko, konie, kolebki, sam książe i cały dwór jego daleko wcześniej już za Nieśwież wyciągnęli, gdzie się ustawiano, porządkowano, a książe wszystkich musztrował.
Poniatowski, w nowy kontusz się ubrawszy,