przejrzawszy w zwierciadełku, uśmiechnąwszy do siebie, włosy przyczesawszy, czapeczkę na ucho nacisnął i przemknął się niepostrzeżony do tej części zamku, którą fraucymer zajmował.
Panna Monika czekała go w progu. Mogło go to uderzyć i zdziwić, że w przedpokoju, który zwykle bywał pusty, tym razem zastał około dziesiątka silnych dziewcząt, duszących się od śmiechu, które na widok jego najprzód z okrzykiem pierzchnęły, potem nazad powróciły, stanęły od progu i, gdy Filip wchodził do panny Moniki, z wrzawą drzwi, które zamykał za sobą, otoczyły.
Panna Monika trochę była blada i zmieszana. Prosiła go siedzieć, nalała mu kawy i wyszła.
Filipowi przywidziało się, że wychodząc drzwi za sobą na klucz zamknęła. Ale rozśmiał się z tego. Nie mogło to być!
W wesołem usposobieniu zabrał się do kawy. Wszystko mu szło po myśli i składało się szczęśliwie: petycya do króla była doskonale skoncypowana przez Szerejkę, umiał ją całą na pamięć; z Monisią stosunek nic nie pozostawiał do życzenia. Szło tylko o to, jak i gdzie, za czyjem pośrednictwem mógł się docisnąć do Najjaśniejszego Pana, aby mu wręczyć przepisaną na czysto wykwintnie prośbę, ale nad tem czuwał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.