Nieco dalej wśród wspaniałego orszaku na przodzie, czekał na króla książe wojewoda na ten dzień też ubrany jak do obrazu i do swej starożytnej chorągwi. Twarz jego nawet zdawała się niezwykłą przyobleczona powagą.
Miał pod sobą nadzwyczajnej piękności siwego konia tureckiego, okrytego dywdykiem z lamy srebrnej, na którym zamiast haftu poprzyszywane były ciężkie sztuki złote, kamieniami wysadzone. Rumak miał co dźwigać, bo i książe ze swą tuszą i cały przybór niemałej był wagi. Siodło, strzemiona od złota ciążyły też sporo, ale wierzchowiec, pomimo to, zdawał się swobodnie i żywo poruszać.
Wojewoda wileński naturalnie miał na sobie mundur województwa, a na głowie soboli kołpak z kitą brylantową i spinkę, w której ogromne świeciły dyamenty.
Ponieważ książe witać miał króla i poruszać się potrzebował swobodnie, a siwy turek pod nim ustać nie mógł spokojnie, dwóch masztalerzów u uzdy go przytrzymywało.
Tu chwila następowała zkolei dla króla daleko łatwiejsza do przebycia niż dla księcia, który wymównym nie był, ani do oratorskich popisów nawykłym. Mowy dla niego pisali oprócz Bernatowicza, Zaleski, a może i Matuse-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.