i piramidą. Rabin wygłosił mowę, król odpowiedział.
Zaledwie po niej miał czas odetchnąć, gdy się brama miejska ukazała, u której stał wójt Magdeburgii z mową i kluczami. Król, który był długo blady, zaczynał ze znużenia, od wiatru, od wzruszenia nabierać niezdrowej barwy ceglastej na twarzy. Pokaszliwał i kręcił się.
— Najjaśniejszy Panie, — szepnął siedzący przy nim Naruszewicz — nic nie pomoże, potrzeba ten kielich wypić do dna... Oto magistrat z kluczami! Co dalej nastąpi, nie wiem, ale na wszystko przygotowanym być potrzeba.
Król musiał powstać, bo wójt już trzymając na srebrnej tacy klucze miasta, zaczynał: «Miasto Nieśwież...».
W mowie, szczęściem nie długiej, zacytował niefortunnie napis na bramie w Warszawie położony przy wjeździe Jana III, i przypomniał nim znane wszystkim, nie wyjmując króla, owe:
Król z uśmiechem zawsze, dotknął zaledwie kluczów i podziękował bardzo krótko.
Na bramie przystrojonej wieńcami i zielonością, stało: