Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

i otaczało. Nie można się było obronić myśli, iż w tem zawarty był wyrzut niemal i wymówka. Czy król to uczuł — Bóg wiedzieć raczy, czy się to stało mimowoli? niewiadomo, lecz, że nie jeden pomyślał sobie: — Wolałby on co innego! to pewna.
Na spotkanie ks. biskup smoleński (Wodziński) in pontificalibus wyszedł i króla, pokropiwszy święconą wodą, wprowadził do wnętrza wspaniałej świątyni, wśród huku dział, trąb na chórze, organów i strzałów ręcznej broni.
Majestatycznie rozległo się Te Deum laudamus!
Kapelan i ulubieniec księcia ks. Kantembrynk eks-jezuita, kustosz smoleński, słynny z rozumu i wymowy, głos zabrał.
Mowa była długa i może ze wszystkich najswobodniej, najzręczniej, najlepiej pomyślana i wypowiedziana. Przypomniał stary kapłan w niej, że niegdyś w Warszawie przed dwudziestu laty królowi z kazalnicy wstąpienia na tron winszował. Było to miłe może mowcy, ale jak gorzkie dla króla wspomnienie. Quantum mutatus ab illo!
Wszyscy monarchowie poprzednicy, którzy Nieśwież i Radziwiłłów odwiedzali, wielkie cienie, przy których ów królik nowy tak małym