Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko dobrze, — odparł jenerał — trochę się krzywiąc tylko. Do zbytku może tego dobrego, ale poradziwiłłowsku.
— Na wojennej stopie, — szepnął król, uśmiechając się — i mnie też na koń chcieli wsadzić koniecznie.
Komarzewski ramionami poruszył.
— Wszystko to już przebyte — odrzekł. — Zapał wielki, entuzyazm szczery, o tem się mógł gospodarz przekonać. Wiwaty głuszyły niemal działa.
Nie czas było rozprawiać długo. Otwarto drzwi; król urzędowym uśmiechem przystroił usta i wyszedł z tym wdziękiem i elegancyą, która mu zawsze towarzyszyła, nawet w najboleśniejszych życia chwilach. Ktoś, uśmiech ten widząc, później dowcipnie się wyraził, że u króla był on objawem gratiae status.
Grono dam, oczekujące na króla tuż u drzwi z wojewodziną smoleńską Tyszkiewiczową na czele, nader świetne, kwitło pięknemi i poważnemi twarzyczkami, po większej części dawniej już znajomemi królowi jegomości. Celowały między niemi: księżna Massalska, Przeździecka, starościna mińska, Soltanowa, chorążyna wielka litewska, Brzostowska, Rdułtowska, pisarzowa Morawska i panie nowogródzianki: Wojniłłowi-