Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co najgorzej, — ciągnął dalej wojewoda — nie wiem nawet, jakiego się mam spodziewać potomstwa. Gotowa mi kundysów naprowadzić, które topić będę musiał, aby jej wstydu nie robiły. Psiarczyki-pokojowcy, choć mieli najsurowiej zalecone jak oka w głowie jej pilnować, aby się w żadne romanse nie wdawała, dopuścili skandalu. Jestem o jej zdrowie niespokojny, a z felczerów żaden nawet się zająć nią nie chce. Mirecki, Wieczorkowski doktorów udają i, że koło ludzi chodzą, na nią spojrzeć nie raczą. Sprowadzę chyba umyślnie konsyliarza psiego z zagranicy... bo tam są i do świń doktorowie... słowo ci daję, panie kochanku!
— Ale, cóż u licha! Nepcie się nic nie stanie — przerwał niecierpliwie jenerał.
— Z babek żadna do niej też się nie pofatyguje — dokończył książe frasobliwie. — Nie zapominaj, że ona jest ostatnią ze swego rodu i takich wyżłów na świecie już niema. Asindziej wiesz, że ja ją przywiozłem z Madagaskaru, a królewska psiarnia goniła za mną aż do Portugalii... bom ją wykradł.
Uśmiechnął się jenerał i począł przechadzać.
— A co mnie ta sztuka kosztowała! — dokończył wojewoda, ręką ponad głową wywija-