Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

Było już blisko północy, gdy naostatek król z Komarzewskim wysunął się do sypialni, a książe ze swymi wiernymi akolitami — do gabinetu, w którym srebrna beczka oczekiwała na spragnione usta sług bachusowych.
— A co? a co? — odetchnął książe wojewoda, pierwszy kielich augustowski wychyliwszy i otarłszy usta. — Cóż mówicie? hę?
Rzewuski stał przed księciem, w boki się wziąwszy.
— Ale cóż bo wasza książęca mość z nas sobie żartujesz, pytając? — zawołał. — Wszystkich nas i całą Litwę i Koronę zdumiłeś wystąpieniem królewskiem, przepychem, wspaniałością! Jeden jest głos tylko, że nic podobnego nie widziano u nas. Król zmieszany i niemal upokorzony; jego dwornia nosy pozwieszała.
Wojewoda dał znak Rzewuskiemu, aby się zbliżył do niego, i coś mu do ucha, śmiejąc się, szepnął. Pan Seweryn rozśmiał się także i zapito nowym kielichem. Wojewoda był w humorze brylantowym, ale spragniony i zmęczony, więcej słuchał, niż mówił, bo rozmowa go nużyła. Wszyscy się na to zgodzili, że Radziwiłł wystąpił poradziwiłłowsku!
Nim do obiadu zasiedli goście, książe sobie przypomniał Poniatowszczyka! Czoło mu się sfał-