— Wpakowali go do ciupy — dumał — a on wszystko złożyć gotów na mnie, żem go namówił. Rzeczy się komplikują. Gdybym mógł się z nim zobaczyć?
Szerejko tak był zakłopotany, że całej wspaniałości przyjęcia, wjazdu, orszaku prawie nie oglądał, a to co widział, nie utkwiło mu w pamięci wcale.
Wyrzucał sobie to, że Filipa naraził, chociaż jemu przypisywał, że się wszystko wydało przed czasem.
Chodził tak, szukając w głowie jakiegoś ratunku, gdy dwór króla, którego część poprzedziła na zamek Najjaśniejszego Pana, zajechał w podwórze i pod dowództwem starosty piaseczyńskiego, począł się rozmieszczać w przygotowanych pokojach.
Trzej paziowie króla także tu byli. Szerejko się im przypatrywał zdala, gdy go jedna fizyognomia uderzyła. Była to wesoła i figlarna twarzyczka jednego z paziów — Belgrama.
Szerejko znał go i z rodziną był spowinowacony. W czasie, gdy on się przypatrywał Belgramowi, ten też poznał Litwina, zresztą nadto charakterystycznego, aby nie utkwił w pamięci i podstąpił ku niemu, wołając:
— Hę! jak Bóg miły! Szerejko albo dyabeł...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.