jąc. — Oddech ma strasznie ciężki! — rzekł posłuchawszy.
Nastąpiło milczenie. Wojewoda się zadumał głęboko i, bez przejścia żadnego, rozpoczął nanowo.
— Więc wy postanowiliście, że króla-ekonomczuka w Nieświeżu przyjmować potrzeba. I myślicie, że to łatwa rzecz. Szast, prast, jajecznicy usmażyć, gąsiorek wina przynieść i po wszystkiem! Ale... ale!.. Świat i Korona polska przecież na trąby radziwiłłowskie zwrócone oczy mają... gazety roztrąbią, policzą, ile my kurcząt upieczemy i piwa wytoczym. Ja pokpić sprawy nie mogę; musi być, panie kochanku, grandioso! Ho! ho! ho! ho!
I wojewoda dokończył mruczeniem, na które Nepta głuchem warczeniem przez sen odpowiedziała.
— I wiesz asindziej, co najgorsza? — zniżając głos, dodał wojewoda. — Nie mogę za to ręczyć, abym mu jakiej finfy pod nos nie puścił. Będzie mnie korciło i świerzbiało zrobić mu figla. Za moich też dworzan nie ręczę, bo tak go kochają, jak ja... nie strzymają... zmalować coś muszą... okazyjka doskonała, hę! hę!
— Mości książe, a prawa gościnności? — przerwał jenerał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.