tego laski marszałkowskie, buławy hetmanów, buzdygany, kosztowne sahajdaki i tarcze, koncerze w pochwach złotych, zbroje i szyszaki złote i złocone, miecze poświęcane, szycia drogie, koronki; naostatek mumie egipskie, oręże dzikich Indyan, starczyły na zajęcie kilku godzin czasu w sposób przyjemny i zajmujący. Ks. Hieronim, jenerał Morawski, a dla objaśnień kapitan de Ville, mający straż nad skarbcem, towarzyszyli tu królowi, który miał z sobą Komarzewskiego.
Sam książe-wojewoda, zajęty Gibraltarem, Albą, przygotowaniami do łowów, uwolnił się od znajdowania przy gościu, poleciwszy tylko p. de Ville, aby wszystko, coby król chwalił i co mu się podobało, naznaczał. Zamiarem było księcia uczynić mu z tego ofiarę.
Oglądano więc najprzód nagromadzone w pierwszej sali, szczególnie flamandzkie obrazy, różnego czasu i pochodzenia. Król jako znawca i miłośnik, rzucił się do oglądania z wielkim zapałem, poczynając wychwalać i kłaść sławne imiona mistrzów, gdy Komarzewski zlekka go potrącił.
— Najjaśniejszy Panie, — szepnął — widzę, że de Ville kredką znaczy wszystko, co wasza królewska mość chwali. Lękam się...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.