że mi się brat i pan kapitan nie spisali, nie pokazali jak należy ciekawości naszych.
Nie dano im rozmawiać długo, czemu książe rad był może, bo, choć król starał się do niego zastosować, jakoś im z sobą nie szło raźnie. Wojewoda się wyrażał o tem:
— To tak, panie-kochanku, jakby kto sprzęgł dwie szkapy różnej krwi... jeden — kark, drugi — boki namulać musi.
Oba jednak, gospodarz i gość, dalej brzemię swe dźwigali napozór ochoczo, król z wesołością, książe z powagą wielką.
Po obywatelach nastąpiły obywatelki, z wojewodziną smoleńską, otaczające Najjaśniejszego Pana. A tuż marszałek oznajmił, że dano do stołu. Książe-wojewoda odetchnął.
Stoły jak wczoraj były zastawione i przyozdobione, tylko ze skarbca wydano inne figury i ornamenta.
Obiad z wiwatami przeciągnął się dosyć długo, a kawie towarzyszył koncert śpiewaków, śpiewaczek i wirtuozów, na wszelkich możliwych instrumentach popisujących się.
Jenerał Komarzewski, widząc króla wielce znużonym, wyciągnął go na spoczynek do jego pokojów, pod pozorem pilnych korespondencyj, i parę godzin dał mu odetchnąć.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.