Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

i Łojko nóg tancerzy nie żałowali. Teatr tę tylko miał wadę, że wszystkich spragnionych oglądania go nie mógł pomieścić i wielu, za drzwiami pozostawszy, musiało się konsolować kielichem.
O północy w dwu pokojach zamkowych odetchnęli razem książe wojewoda i król, radzi, że dzień szczęśliwie się skończył.
Na zapytanie: «A co, panie-kochanku?» Rzewuski odpowiedział gorąco:
— Czegoż się książe tak niepokoisz? Idzie wszystko, jak po maśle. Monarchicznie występujesz! Król musi być wdzięczny i zdumiony...
— Ale bo — przerwał książe — ty mnie nie rozumiesz, panie-kochanku. Wszystko powinno iść tak gładko, ślicznie, pańsko, a on... on... hm!.. powinien czuć się upokorzonym... ot co! Cóżem ja temu winien, jeżeli go moja potęga i bogactwo ukolą i zabolą? Hm!.. A zaboleć powinny. Ja o tem, panie-kochanku, niby nie wiem, ale ja tego chcę!
Rozśmiał się Rzewuski.
— Jeżeli księciu o to chodzi, aby był upokorzony, — rzekł — bądź spokojnym, uczuje swoję nicość. Czuł ją w radziwiłłowskim skarbcu, czuje na zamku, na każdym kroku... Ubożuchnym i maluczkim się tu wydaje!
Książe pokilkakroć głową potrząsł, potwier-