Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Książe się uśmiechnął.
— Ale ba... prawa gościnności! — zamruczał. — A byłoby ci smaczno, gdybyś musiał Możejkę, co ci bóty czyścił, w rękę całować?
Oba ramionami ruszali. Wtem Nepta pod stołem gwałtownie się rzuciła, a książe pochylił się ku niej żywo.
— Patrzajże, jaka ona niespokojna! — zawołał. — Trzebaby na to coś radzić. Jak myślisz, gdyby jej dać Cornucervi?
— Ale cóż bo u licha! — przerwał jenerał z niecierpliwością — puścić ją na podwórze, niech sobie trawy poszuka i zje, a będzie zdrową. Cała jej choroba, że ją okarmiają do zbytku.
Książe głową potrząsał, ciągle się przypatrując Nepcie, która na drugi bok się wyciągnąwszy, usypiała spokojnie. Czas jakiś upłynął w milczeniu.
— To prawda, — począł znowu wojewoda napiwszy się — że nie mieliśmy oddawna okazyi przewietrzyć tych rupieci, co się w skarbcu chowają; a tak, toby przynajmniej z molów wytrzepano szpalery i z pyłu otarto sprzęty... ale drogo będzie kosztować ten popis! Z dwojga złego wolałbym już którego z Massalskich przyjmować, panie kochanku... choć i to — ni z pierza, ni z mięsa... Jużci nas stać na przyjęcie,