Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

wością chwytał oryginały znanych sobie aktów, oczy to się świeciły, to zachodziły mgłą.
— Życia nie starczy na wyczerpanie tego! — szeptał. — Siły jednego człowieka nie podołają, a krom Albertrandego, któryż kopista nie czyta fałszywie i nie bruździ omyłkami! Nietylko robić, ale wszystko przerabiać potrzeba! Z popiołów kości naszych narodzą się może historycy, a nasza dzisiejsza praca będzie dla nich nawozem i pognojem.
Westchnął.
Król tymczasem przypatrywał się to notaryuszowskim figlom kaligraficznym na starych pergaminach, to pieczęciom, zachowanym dobrze w otulających je kapsułach, to ozdobom artystycznym nowszych skryptów. Kilka starożytnych rękopismów z miniaturami, między innemi piękna biblia łacińska leżały rozłożone do oglądania.
Z woluminów korespondencyj ktoś nagotował te, w których były listy Marcina Lutra i Kalwina. Naruszewicz spojrzał na nie i westchnął.
— Wczas się Radziwiłłowie nawrócili z tej drogi, — szepnął — ale ślad odbytej ospy pozostał.
Król i ci, co z nim byli, daleko dziś wśród