Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

— Człowiek przez całe życie uczy się tego, że nic nie umie, — rzekł wkońcu — im głębiej się kopie, tem jaśniej to widzi; tylko ci, co się ślizgają po powierzchni, radzi są z tego co mają.
Zamiast powrócić do swoich pokojów, król zażądał odwiedzić wojewodzinę smoleńską, zastępującą gospodynią i księcia wojewodę. Wizyty te obie zdradzone były wcześnie, aby obojga nie schwyciły niespodzianie.
Wojewodzina ubrana już, z kilku damami czekała w progu swojego apartamentu. Król uśmiech urzędowy przywdział znowu, rozjaśnił oblicze posępne i z galanteryą witał panie, cisnące się do ucałowania jego ręki.
Zabawiwszy krótko, szedł potem do księcia wojewody, który także powitał Najjaśniejszego gościa w progu mruczeniem wdzięcznem. Książe Hieronim, cały zastęp Radziwiłłów i powinowatych był przy wojewodzie.
Rzut oka na ściany pokoju, w którym wojewoda przyjmował, mógł przekonać, że króla się tu spodziewano. Wielki portret Najjaśniejszego Pana, ojca jego, matki, braci, sióstr, prymasa, a nawet ulubionej siostrzenicy Mniszchowej i jej męża zdobił komnatę, zresztą umyślnie