skromnie przybraną, aby przepych królewskich apartamentów lepiej się czuć dawał.
Radziwiłł już po małem śniadanku, był w humorze wyśmienitym i usposobieniu do gawędy żartobliwej a dziwacznej, jakie tylko w kółku poufałem swobodnie się objawiało. Królowi też nic milszem być nie mogło nad tę poufałość, której sobie życzył.
Posadzono króla w krześle, przy którem tuż mały stoliczek umyślnie przygotowany, zawierał kilka wyrobów delikatnych i bardzo starannie wykonanych z kości słoniowej, bukszpanu, drzewa cytrynowego i różanego.
— Najjaśniejszy Panie, — odezwał się wojewoda, biorąc w rękę jednę z tabakier leżących na stoliczku — ja też się waszej królewskiej mości pochwalić muszę, że nie zawsze próżnowałem. W moich peregrynacyach po świecie w których, panie-koch... Najjaśniejszy Panie, różnego się szczęścia i biedy doznawało, musiałem się przez czas jakiś tokarstwem zabawiać, aby mieć co jeść. Ale tak! tak! mówił coraz poważniejąc. Pewien Chińczyk mnie uczył tej dłubaniny, ręce miałem nie tak obrzękłe, jak dziś, dosyć, żem sobie tem zarabiał na życie.
Uśmiechali się wszyscy, spuszczając oczy; ks. wojewoda ciągnął dalej niezmieszany wcale.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.