Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

— Szydłowski, — zawołał król żywo — weź oszczepników kilku i śpieszcie za księciem, naraża się zuchwale.. Bież w pomoc... zmiłuj się...
Chwila była istotnie dramatyczna, bo z niedźwiedziem przez psy, które go szarpały, rozjuszonym, nie było co żartować. Radziwiłł biegł bez pamięci, obstając przy tem, aby mu niedźwiedzia wypędzono. Król musiał więc szepnąć Szydłowskiemu, ażeby oszczepnicy zabili nieposłuszną bestyą.
Stało się jak rozkazał, ale księciu to humor popsuło.
— Nie było satysfakcyi, panie-kochanku, bo nie było emocyi, co takie polowanie warte...
Lękając się, aby jeszcze jednego niedźwiedzia nie sprowadzono, król się ruszył nazad do Nieświeża, bo, choć byli tuż pod Albą, ale dzień eszcze biały iluminacyi przygotowanej zapalać nie dopuszczał.
W pałacu, aby czemś czas zająć, pokazano królowi kunsztowną owę machinę, zbudowaną umyślnie dla obracania sztucznego słońca na teatrze. Książe nadszedłszy, gdy ją oglądano, dodał śpiesznie.
— Wszystko to, panie-kochanku, domowej roboty. U mnie tak: opera księcia Macieja, a śpiewacy i baletnicy Hryszki i Hapki i Naście,