domorosły, — mówił książe — u mnie wszystko swojskie.
W altanie na górze Najjaśniejszy Pan w gronie dam i panów dotrwał do końca, gdy tymczasem na dole, dokąd wojewoda umknął — zapijano!
— Komarzesiu, — szepnął król jenerałowi — choćbym nie chciał, przez litość nad tobą, muszę się na dół spuścić, bo tobie w gardle zaschło, a tam szkłami pobrzękują... i ja też muszę kielich spełnić za zdrowie radziwiłłowskiego domu.
Jakoż zszedł król na dół, do licznego i wesołego towarzystwa, szukając w głowie konceptu jakiegoś do toastu. Niestety, nie udało mu się wpaść na nic innego nad bardzo zużyte:
— Szczop łycha neznau dom Radziwiłłow!
W Albie zdało się królowi najwłaściwszem odezwać się zchłopska.
Gdy w Nieświeżu wszystko co żywe raduje się, wykrzykuje, zapija i zajada, coraz nowe podziwiając cuda, jeden Filipek, skazany na niewolę, przez okno próżno wyziera w podwórza,