Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

na których nawet mało kogo widać, bo cały ruch i życie są w położonych od czoła. Tędy ledwie się kuchta jaki osmolony prześliźnie, albo stróż kuchenny, który, chwyciwszy kawał mięsa ukradkiem, chce go spożyć, oczów się zdradzieckich nie lękając.
Zresztą, Rusin, po dwu dniach ubezpieczywszy się, że go hajducy mniemani nie zaprowadzili na wieżę, niezbyt się mógł na swój los uskarżać. Sądził, że o nim zapomniano, a cieszył się tem, iż panna Monika o żywieniu go pamiętała. Dawano mu bowiem regularnie śniadanie, obiad i wieczerzę, a gdy gąsiorek, z nudów prędko wysuszony, miał się skończyć, zjawiał się pełny jego następca i wino w nim cale było niezgorsze. Mnóstwo jednak niedogodności znosić musiał cierpliwie Filip. Dawano mu wprawdzie wody do umycia się, ale on nawykł był umywać się latem i zimą pod studnią; bielizny nie miał czem zmienić. Czysta i ładna izdebka panieńska powoli zmieniła się nieznacznie w zaśmieconą i brudną. Przytem nie było do kogo przemówić słowa.
Owi hajducy, którzy mieli stać pode drzwiami., wcale mu się ani pokazywali, ani dawali słyszeć, a natomiast śmiechy kobiece, gżenia się dziewcząt dochodziły jego uszu i gorszyły go