ale z wysokiego piętra na bruk nie można się było ważyć.
— Na rany Chrystusowe, ratujcie mnie! — zawołał.
— Niema sposobu, — szepnął przyjaciel z dołu — jedyny był: królowi oznajmić, że was tu więżą, ale, gdy się król w to wda, z Radziwiłłów musisz kwitować na zawsze. Zaś Najjaśniejszy Pan niewiele może dla ciebie zrobić zechce. Mów, co wolisz?
— Co ja wolę? Człowiecze! — krzyknął aż do zbytku głośno Filip — ja jednej tylko rzeczy pragnę, choćby boso i bez koszuli, a na swobodę. Mam dosyć jeść i pić, ale gdy dłużej potrwa takie siedzenie, jak wieprza w karmniku, gotowem na bruk skoczyć, choćby łeb roztrzaskać!
— A pocóż łeb rozbijać? — odparł Szerejko. — Hm! W oknie krat niema; prześcieradło albo serweta się koło ciebie znajdzie. Co łatwiejszego, jak postronek skręcić i na dół się spuścić.
Śpiesznie dokończył te słowa Litwin i posłyszawszy kogoś nadchodzącego, pierzchnął. Filip napróżno sykał i wołał, Szerejki na dole już nie było. Zadumał się nad radą jaką mu dał przyjaciel i począł rozpatrywać, z czegoby mógł
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/189
Ta strona została uwierzytelniona.