Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Powtórzyło się wzdychanie, ocieranie z potu czoła, popijanie kalteszalu i spoglądanie na Neptę. Rozmowa przerzuciła się na ulubioną wyżlicę.
— Nie mogę nawet dojść, — począł wojewoda — kiedy przypadnie rozwiązanie, byłbym spokojniejszym, tymczasem każecie mi się zajmować przyjęciem tego ekonomczuka i oddawaniem mu królewskich honorów.
— Bo mu się one należą, — zawołał jenerał zniecierpliwiony — namaszczonym jest przecie!
— A asindziej wiesz jaką oliwą? — wtrącił żywo książe. — Mnie nieboszczyk Podbipięta zaręczał, że wprost wzięli tej, której do sałaty używają. Zkąd on o tem wiedział, nie pytałem, ale nigdy nie kłamał.
Morawski odwrócił się prawie gniewny, a książe pomilczawszy, mówił dalej.
— Suponuję tedy, że go tu sprowadzimy! Czemże bawić w Nieświeżu? Dziewczęta mu balet zatańcują... ale cały dzień na nogi ich patrzeć nie będzie. Jenerałowa pokaże mu malowanie Estki, co potem, kiedy on ma Włocha swego, który jeszcze jaskrawiej smaruje... Złotą chorągiew musztrować przed nim? nie pozna się na tem! Na konia go wsadzić, to się za grzywę uchwyci. Niedźwiedzia mu wypuścić, może być przypadek, bo żołądek ma, słyszę, niestateczny.