postronek ukręcić, gdy drzwi się otworzyły i postać kobieca pokazała się w progu. Domyślił się w niej panny Moniki i pośpieszył ku drzwiom. Wistocie ona to była.
— Dobrodziejko moja! — zawołał głosem stłumionym — przychodzisz mnie wybawić! Zlituj się, ja się tu uduszę! Wypuśćcie mnie ztąd! wypuśćcie! Dłużej nie wytrzymam!...
— I myślisz się, za dobrą radą przyjaciela, spuszczać z okna, — przerwała panna — żeby albo kark skręcić, albo się dostać w ręce hajduków, stojących na straży, którzy schwytanego zbiega pewno szczędzić nie będą? Piękną radę dał wam Szerejko! Ja ledwo mogłam wyprosić, żeby wam tu, w mojej izbie, zostać dozwolono; tułam się, nie mając gdzie wygodnie odpocząć, a wy chcecie ztąd uciekać, aby wszystko popsuć i nowej biedy nawarzyć.
— Panno Moniko...
Tupnęła nogą powołana.
— Nie pleć, — rzekła — nic ci się tu złego nie dzieje; głodu nie masz, pić też nie zbywa z czego. Siedziałbyś spokojnie. Uciekając, zagniewasz księcia i zgubisz się.
— Król mnie weźmie w opiekę! — zawołał Filip.
— Nie pleć! — powtórzyła panna. — Chcesz
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Król w Nieświeżu.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.